piątek, 25 maja 2012

Koreańska "muzyka"

Nie bez powodu w tytule dzisiejszego posta umieściłem słowo muzyka w cudzysłowie. Otóż chciałbym napisać co mnie irytuje w muzycznych tworach koreańskich artystów.
Uważam, że zupełnie Koreańczycy nie idą z duchem czasu. To czym jest zafascynowany cały muzyczny świat jest nieuznawane (przy najmniej w większości) w Azji, w tym także w Korei. Mają "swoją muzykę", która na tle największych amerykańskich lub europejskich utworów wydaję się po prostu śmieszna.

Po pierwsze, pojęcie muzyki rockowej. Rock koreański więcej ma wspólnego z popem niż z rockiem. Jeśli się uprzeć to można tą muzykę nazwać pop-rock. Są oczywiście słyszalne instrumenty takie jak perkusja czy gitara elektryczna, jednak nie zmienia to faktu, że to odległe od muzyki rockowej. Utwory są łagodne i  bardzo ubogie w charakterystyczne rockowe brzmienia. Zresztą oceńcie sami.


Drugą sprawą są niekonwencjonalne występy koreańskich gwiazd pop w różnego rodzaju reality show oraz na samych koncertach. Dlaczego niekonwencjonalne? Otóż, jeśli chodzi o występy w reality show,  gwiazdy k-popu są tam zapraszane jako goście. Są to rzecz jasna programy rozrywkowe. Jednak rozrywka w takich programach jest inaczej interpretowana w Korei, niż w USA, czy w krajach europejskich. Piosenkarze (bo to oni są najczęściej zapraszani) robią tam rzeczy, które dla przeciętnego widza, niezależnie od jego poglądów, wieku i wykształcenia, mogą wydać się żałosne. Samych Koreańczyków to bardzo bawi i uważają to za najlepszą rozrywkę. No, ale cóż jak ja widzę ich zachowanie w tych programach to prędzej martwię się, że są niepełnosprawni umysłowo i ani trochę nie jest mi do śmiechu.
Oto przykład na to, jaki jest poziom koreańskiej rozrywki. Mam głęboką nadzieje, że nigdy nie pojawi się coś takiego w Stanach Zjednoczonych lub, nie daj Boże, w europie.  


Na pewno o to się mnie doczepią wszystkie azjozjeby. Wiem, że to miała być parodia jakiegoś innego zespołu, no ale wybaczcie... 
Natomiast na koncertach, najdziwniejsze rzeczy dzieją się na występach męskich zespołów. Nie chodzi mi tutaj o samo wykonywanie piosenek, ale o to co dzieje się pomiędzy nimi oraz w ich trakcie. Między gwiazdami sceny dochodzi do "zbliżenia", które można nazwać przejawem homoseksualizmu... 



Podejrzewam, że na zachodzie takie coś (słusznie) byłoby nie do przyjęcia, a "bohaterzy" takiego zdarzenia byli by wyśmiani. W Korei jednak, jak widać tak nie jest. Dzięki temu widowiskowość wzrasta, a wraz z nią liczba fanek danego zespołu.
Podobnych zdarzeń świadczących o odmiennej orientacji seksualnej jest więcej, na przykład zbyt częste trzymanie się za ręce przez wokalistów. Gdyby jeszcze się bliżej przypatrzeć, to na pewno znajdzie się jeszcze coś. Nie mniej, nie jest to normalne i mnie wręcz brzydzą takie widoki.

Po trzecie, koreańskie boysbandy i girlsbandy. 
Jeśli chodzi o boysbandy, Koreańczycy nie mogą się równać, a wręcz mogą jedynie czyścić buty (że takiej metafory użyje) członkom starych dobrych zespołów takich jak New Kids On The Block, Westlife, Backstreet Boys czy US5. Jako, może nie jakiś wielki fan boysbandów, ale myślę, że się trochę znam na tym, stwierdzam, że jak słucham i widzę występ koreańskich, męskich grup wokalnych to mam wrażenie, że krew leci mi z uszu i oczu. Wiem, że to dosyć ostre słowa, ale zaraz postaram się poprzeć to przykładami. Jeśli nawet przymknąć oko na język koreański, to aż się prosi o przyjebanie się do chociażby układów choreograficznych. Są one oczywiście niezbędnym elementem w występach, jednak według mnie są one wykonywane przez Koreańczyków zbyt ekspresywnie, jest ich za dużo, a do tego synchronizacja również moim zdaniem jest mocno przesadzona. Oprócz tego, występy w przebraniu za kobiety, czyli np. w sukienkach, co jak widzę, to mam ochotę umrzeć. Innym przykładem może być to, co opisywałem wcześniej. Według mnie wychodzi tutaj zazdrość co do Stanów Zjednoczonych, w których w latach 90-tych potrafiono stworzyć kilka niezłych boysbandów, które swojego czasu zrobiły furorę na świecie. Wydaję mi się, że w Korei chcą pokazać, że też mogą stworzyć dobry boysband, no ale "troszkę" im nie wychodzi... A dokładniej wszystko wygląda o wiele sztuczniej. Dla niezorientowanych proponuje porównać sobie amerykański film akcji i koreański film tego samego gatunku. I co, widzicie różnice?;)

Dla jeszcze lepszego przybliżenia, przedstawię porównanie: amerykańskiego oraz koreańskiego boysbandu. Żeby zupełnie nie deklasować "Koreańców" latami 90-tymi, pokaże dwa teledyski pochodzące z mniej więcej tego samego okresu, autorstwa podobnych wiekowo wokalistów.

"Boysband"
  



Boysband

 Myślę, że nie trzeba być wielkim znawcą żeby stwierdzić, że w przypadku Big Time Rush, jest to fajnie zrobiony teledysk i nutka łatwo wpadająca w ucho z tekstem, który może także się podobać. Jednak patrząc na pierwszy z teledysków, który dodałem, czyli utwór Super Junior - Rokkugo, nie wiem co bardziej lasuje mi mózg; Teledysk, czy sama piosenka. Otóż Klip wygląda tak śmiesznie, że aż żałośnie. Nie wiem co ma w głowie jego twórca, który to reżyserował, a tym bardziej nie wiem co mają w głowie osoby, którym się to podoba. No chyba, że bierzemy pod uwagę przedział wiekowy 0-10, to ok. A piosenka, wjeżdża na psyche niczym ruskie bajki. Brak w niej zupełnie składu i logiki, a tekst był pisany chyba na zasadzie "byle by był", sprawdzałem. Jednym słowem, utwór zrobiony po koreańsku.
 Możecie sami stwierdzić, że wygląda to jakbyśmy porównywali starą Syrenę z najnowszym modelem Mercedesa.

Co do girlsbandów koreańskich sprawa wygląda podobnie. Aczkolwiek chyba jeszcze bardziej beznadziejnie. Bo o ile w przypadku koreańskich boysbandów można znaleźć kilka piosenek, które nie są najgorsze, tak w przypadku żeńskich grup wokalnych nie doszukałem się ani jednej takiej. Praktycznie wszystkie utwory, są robione, moim zdaniem, strasznie na siłę. Jedynie żeby zarobić na tym, a nie, na przykład, żeby piosenki miały jakiś przekaz. Pomijając już żałosne układy taneczne, także wizerunek wokalistek mnie ogromnie przeraża. Albo są one kreowane na "wielkie modelki" w szpilkach, w których wyglądają jak na szczudłach i z toną make-up'u na twarzy, co jest na prawdę sporym wyzwaniem dla polskich "plastikowych" dziewczyn. Albo są ubierane w dziecięce ciuchy i udają słodkie małe dziewczynki. A ja w takich momentach mam się ochotę porzygać z tej słodyczy. Ale to ja. Jak dla mnie te wszystkie Koreanki powinny powiesić sobie na ścianie plakat Spice Girls i traktować go jako obrazek święty, gdyż to co one sobą prezentują nie może w żaden sposób równać się z tym jednym z najpopularniejszych na świecie girlsbandem, pochodzącym  z Wielkiej Brytanii. Nie będę dodawał tutaj żadnego przykładu, bo nie chce sobie śmiecić posta takim shitem!
 Podsumowując, nie ulega wątpliwości, że tworzenie boysbandu lub girlsbandu (niezależnie od kraju), jest przedsięwzięciem komercyjnym. Jednak w europie, czy w USA ta komercja jest bardziej stonowana. W Korei zaś, jest ona bardzo perfidna. Koreańczycy chcieli pokazać swoją autonomie co do Stanów Zjednoczonych. Nie chcieli ich kopiować tylko utworzyć męskie, czy też żeńskie grupy wokalne "po swojemu". Wyszło na to, że na prawdę muzyka nie jest ich mocną stroną i nie powinny wyjść ich twory muzyczne poza obręb ich kraju. Być może gdyby kopiowali, tak jak robią to artyści w Polsce, wyszli by na tym lepiej.

Ostatnią rzeczą, która chyba powinna być ujęta na początku, jest odstraszający język koreański. Jeśli chodzi o piosenki obcojęzyczne to chyba najgorszy wybór, gdyż język koreański to jeden z najbardziej pozbawionych sensu języków świata. Wystarczy chwile posłuchać, a każdy zwróci uwagę (o ile cierpliwość mu na to pozwoli) na to, że wiele słów się powtarza, a znaczą coś zupełnie innego. Nie będę się tu wgłębiać jak należy rozumieć język koreański, ale na prawdę współczuje ludziom z innych krajów, na przykład z Polski, którzy słuchają utworów śpiewanych po koreańsku, a chuja z tego rozumieją.
Koreańczycy, żeby pokazać jacy to oni ambitni i "światowi", wykonują całość piosenek po angielsku lub wtrącają pojedyncze słówka angielskie do tekstu po koreańsku. O ile to "wtrącanie" jest jeszcze do przyjęcia, tak piosenki w całości po angielsku wychodzą tragicznie. Brak poprawnego wymawiania, a tym bardziej wyśpiewywania angielskiego tekstu. Poza tym słyszalny charakterystyczny azjatycki akcent, sprawiają, że już lepiej niech śpiewają w swoim ojczystym języku i niech nie bezczeszczą tego pięknego języka, jakim jest angielski.
 
Podsumowując całość posta, jak dla mnie "twory" koreańskich artystów są tak złe, że krzywdzą oni muzykę bardziej niż Justin Bieber. Nie mówię żeby zaprzestali wszystkiego, ale powinni w końcu dowiedzieć się czym jest muzyka i jak powinna ona wyglądać. Albo niech robią to co robią, tylko niech odetną sobie internet żeby nie wypływał poza granice Korei Południowej. To co teraz tworzą to jest na prawdę morderstwo na muzyce. Proponuje żeby się skupili na tym w czym są dobrzy, czyli składanie komórek i telewizorów, a muzykę niech zostawią w spokoju bo i tak jest już ona gorsza niż była kiedyś.

P.S. Wiem, że przedstawiłem tutaj wszystko głównie z negatywnej strony, ale nie było to w moim zamiarze. Jest to tylko i wyłącznie moja obiektywna ocena. Być może są pozytywne strony koreańskiej muzyki, ale ja i mój gust muzyczny ich nie zauważamy. O gustach się nie rozmawia, ale myślę, że wiele osób, niezależnie od tego czego słuchają, zgodzi się ze mną.